Wyszła ciekawa systematyczna recenzja i meta-analiza badaczy z Harvardu dotycząca użycia hydroksychlorochiny (HCQ) w prewencji COVID-19 na podstawie randomizowanych badań klinicznych. Opublikowano ją w European Journal of Epidemiology.
Autorzy wykonali kawał dobrej roboty i naświetlili przy okazji kilka kwestii:
Przede wszystkim uwzględnili wiele czynników, które wpłynęły lub mogły wpłynąć na dane uzyskane z każdego badania klinicznego poddanego ewaluacji.Autorzy poddali analizie tylko badania kliniczne z randomizacją, ponadto niezależnie konsultowali się z ekspertami w sprawie każdego z badań klinicznych, a także kontaktowali się z autorami badań z prośbą o dosłanie niekompletnych lub nieopublikowanych danych, aby wykalkulować ryzyko stronniczości w ewaluowanych badaniach, co zostało przeprowadzone niezależnie przez 2 autorów.
Dla każdego włączonego do meta-analizy badania autorzy wyekstrahowali i wyliczyli współczynnik ryzyka COVID-19 przypisany do leku (HCQ) oraz dla braku leku (placebo, zwykła opieka) wśród osób z ujemnym wynikiem testu jako baseline. Autorzy spróbowali też zharmonizować definicję COVID-19, aby uzyskać spójną bazę na podstawie danych ze wszystkich badań klinicznych i przeprowadzili osobną meta-analizę dla potwierdzonego laboratoryjnie symptomatycznego COVID-19.
Autorzy poddali osobnym kalkulacjom badania dotyczące prewencji choroby przed i po ekspozycji na przypadek uznany jako COVID-19 - 7 badań dotyczyło profilaktyki przed ekspozycją na wirusa oraz 4 badania dotyczyły profilaktyki po ekspozycji na wirusa.
Autorzy uwzględnili definicje i różnice między badaniami, ponieważ zależnie od badania potwierdzony COVID-19 określany był na podstawie: obecności symptomów z lub bez laboratoryjnego potwierdzenia, potwierdzonych laboratoryjnie symptomatycznych przypadków lub laboratoryjnie potwierdzonych infekcji SARS-CoV-2 z lub bez symptomów. Jest to największy problem badań po 2020 roku, które opierają się na diagnostyce rtPCR w kierunku SARS-CoV-2, kwalifikowane jako COVID-19 nawet bez obecności symptomów. Problemem jest również kwalifikowanie jako COVID-19 przypadku z symptomami tożsamymi z przeziębieniem lub grypą, przy jednoczesnym PCR+ w jednym tylko kierunku, bez diagnostyki różnicowej, która pozwala stwierdzić czy infekcja nie jest wywołana przez inny patogen. Istnieje co najmniej 200 czynników zakaźnych, które mogą dawać symptomy kwalifikowane jako COVID-19. Przykładowo w badaniach klinicznych III-fazy preparatów mRNA jako COVID klasyfikowano wystąpienie co najmniej jednego lub dwóch objawów, które są jednocześnie charakterystyczne dla wielu innych infekcji respiratorowych, bez laboratoryjnej diagnostyki różnicowej. W największych badaniach, które próbowały ustalić przyczynę zapaleń płuc wśród ludzi (CDC EPIC) stwierdzono, że górne drogi oddechowe są jak filtr powietrza i znajdywano tam różne atypowe bakterie, grzyby i wirusy w wymazach z nosogardzieli i nie udało się ustalić, który z nich jest prawdopodobną przyczyną zapalenia płuc. Uznano, że wymazy z nosogardzieli nie są miarodajnym standardem diagnozy, szczególnie jeśli chodzi o wirusy respiratorowe powodujące zapalenia płuc. Z podstaw epidemiologii wynika więc, że wynik pozytywny testu rtPCR wymierzony jedynie we fragmenty białek potencjalnie przedstawiające konserwatywne rejony dla jednego wirusa i mierzenie tylko tego parametru, przy tak szerokich widełkach symptomatycznych dla zespołu COVID-19, w oczywisty sposób i z miejsca wypacza dane epidemiologiczne i sztucznie wzmacnia sygnał dla COVID-19, kiedy za daną infekcję mógł odpowiadać jeden z wielu innych czynników zakaźnych, których nie wzięto pod uwagę.
Jedna z konkluzji autorów publikacji podsumowującej badania CDC, Etiology of Pneumonia in the Community (EPIC) Study; źródło: https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMoa1500245 |
To stwarza też pewien problem w badaniach leków celowanych na COVID-19, ponieważ jeśli covid zgarnął też inne pokrywające się symptomatycznie infekcje, to wpłynie to również na ocenę skuteczności danego leku, ponieważ np. pacjent covidowy, który ma w rzeczywistości grypę typu A, może lepiej zareagować na adamantany wycelowane w ten typ rojów wirusowych (np. chlorowodorek amantadyny) niż na chlorochinę i jej pochodne, które bardziej celują w roje typu SARS oraz inne CoV. Pisząc 'celują w roje' mam na myśli molekularne mechanizmy replikacyjne wykorzystywane przez spójny rój dominujących wariantów kiedy dojdzie do fuzji na linii: komórki gospodarza-wirus, a także częściowo blokujące i redukujące patofizjologiczne następstwa udanej stabilizacji fuzji i transfekcji populacji komórek. Z kolei przy zapaleniu płuc postępowanie też jest już inne, dochodzą antybiotyki, wziewne sterydy lub inne leki rozszerzające drzewo oskrzelowe. Są ciekawe publikacje o skuteczności pochodnych adamantanu na ludzkie neuroinwazyjne koronawirusy. Dlatego ci lekarze, którzy na wczesnym etapie zjawiska epidemiologicznego COVID-19 oraz kiedy dostrzegali zaostrzoną wirulencję respiratorowych rojów wirusowych typu CoV i H1N1, pomyśleli o pochodnych adamantanów, wyprowadzili prawidłowe wnioskowanie jeśli chodzi o dostępną literaturę naukową. Zatem amantadyna, rymantydyna, memantyna mogły być rozpatrywane jako potencjalne leki, które zwiększałyby szansę pacjentów na aktywną profilaktykę, szybsze wyleczenie i zmniejszenia prawdopodobieństwa lub rozległości powikłań po infekcji. Zatem próby wykorzystania dobrze poznanych i przebadanych leków kiedy mieliśmy do czynienia z czymś pomiędzy SARS, HCoV, H1N1, które hamują te wirusy były umocowane w logice i literaturze. Być może wykorzystanie w protokołach wczesnego leczenia i profilaktyki chininy/CQ/HCQ,amantadyny/rymantydyny/memantyny oraz prostych i skutecznych naturalnych leków przeciwzakaźnych i wirusostatycznych (np. ekstrakty Glycyrrhiza sp., Sambucus nigra, Tilia sp., Plantago sp., Taraxacum officinale, Alium cepa) znacząco poprawiłoby sytuacje epidemiologiczną, zwłaszcza jeśli ludzie zamiast strachem, byliby normalnie informowani o możliwościach jakie daje nam farmakologia, przy jednoczesnym promowaniu zdrowego trybu życia i kampanii o istotności np. mierzenia poziomu witaminy D, czy właściwościach innych witamin oraz substancji takich jak cynk, żelazo, selen czy jod.
Mimo tych wszystkich trudności autorzy badania zauważyli, że nawet wczesne badania kliniczne (06.2020-09.2020) dotyczące HCQ stosowanego jako profilaktyka przed i po ekspozycji na wirusa powodującego COVID-19, łącznie punktowo wiązały się z 20% redukcją ryzyka infekcji, przy coraz węższych przedziałach ufności. Mimo wszystko przez cały ten okres wielu badaczy medycznych uwierzyło narracji kształtującej pogląd, że HCQ jest nieskuteczna w profilaktyce i dalsze badania nie są potrzebne. W grudniu 2020 roku punktacja przesunęła się na 10% redukcję po opublikowaniu randomizowanego badania klastrowego dotyczącego profilaktyki poekspozycyjnej (które to badanie również miało swoje problemy).
Autorzy ostatecznie oszacowali, że przeanalizowane randomizowane badania kliniczne, obejmujące profilaktykę przedekspozycyjną, niosą ze sobą w przybliżeniu 28% redukcję ryzyka COVID-19, które było związane z HCQ w porównaniu do kohorty bez leku spośród osób PCR-negatywnych podczas randomizacji. Każdy efekt uzyskany z badań i oscylujący w przybliżeniu 45%-5% redukcji ryzyka COVID-19 był wysoce kompatybilny z danymi z analizowanych badań. Łączny efekt z randomizowanych badań postekspozycyjnych był bliski zeru, a tym samym zarówno znaczna redukcja ryzyka, jak i umiarkowany wzrost ryzyka były wysoce kompatybilne z danymi z badań klinicznych.
Szacunki współczynnika ryzyka COVID-19 dla hydroksychlorochiny w porównaniu z brakiem hydroksychlorochiny w randomizowanych badaniach profilaktyki przedekspozycyjnej. |
Autorzy pracy słusznie zauważyli, że zła prasa i szambo jakie wylało się na hydroksychlorochinę sprawiło, że trudniej było ukończyć badania kliniczne rozpoczęte w 2021 roku. Wielu badaczy narzekało, że pod wpływem rozsiewanej dezinformacji o szkodliwości HCQ (media i badania niskiej jakości, które później wycofano np. skandal Surgiphere i retrakcja publikacji w Lancet), ludzie bali zgłaszać się do badań klinicznych, co obniżyło sygnał potencjalnej skuteczności w badaniach trwających, a także ostatecznie przeszkodziło w dokończeniu niektórych badań. Jak wykazała m.in. omawiana tutaj meta-analiza, obawy o szkodliwość HCQ były przerysowane.
Badacze w podsumowaniu zdroworozsądkowo i w zgodzie z nauką zauważyli, że przez większą część pandemii, zanim jeszcze introdukowano w populację preparaty mRNA, dostępne dowody wskazywały, że HCQ jest skuteczna jako profilaktyka. Niestety błędna interpretacja wczesnych, niejednoznacznych badań, ingerowała w proces rekrutacyjny innych badań klinicznych oraz napędzała spiralę dezinformacji dotyczącej tanich i dobrze przebadanych leków we wczesnym leczeniu i profilaktyce.
Jeden z ważniejszych akapitów w omawianej publikacji porusza problem, którego wielu ludzi (szczególnie laików) zdaje się nie rozumieć. Jeśli jakiś lek nie wykazuje statystycznie znaczącej skuteczności względem grupy kontrolnej (czy to stworzonej z placebo czy w innych konfiguracjach), nie oznacza to, że lek jest nieskuteczny lub też, że jest to dowód na nieskuteczność leków i wyciągać z tego jakieś definitywne wnioski. Robią tak jedynie słabe umysły, które niewiele wiedzą o badaniach leków. Wnioski jakie można wyprowadzić z tego typu badań mogą być następujące: 1) badany lek faktycznie jest nieskuteczny (potrzeba więcej podobnie lub lepiej zaprojektowanych badań); 2) lek w pierwszorzędowych punktach końcowych ustalonych przez autorów badania wykazał podobną efektywność co placebo, co można zinterpretować jako: 1a) lek wykazał się dobrą tolerancją i dobrym profilem bezpieczeństwa w granicach efektu placebo; 1b) lek nie osiągnął istotności statystycznej względem placebo, ale wykazał jakiś efekt/trend w kierunku skuteczności lub negatywnej efektywności (co jest warte dalszego badania); 1c) zdarza się tak, że jakiś mały pozytywny efekt lub zerowy w pierwszorzędowych punktach końcowych badania leku, zwiększa się w drugorzędowych punktach końcowych badania i w ten sposób może się okazać, że np. lek nie osiągnął widełek istotności statystycznej w zmniejszeniu ryzyka infekcji, ale już osiągnął korzystny profil i wartości punktowe dla hospitalizacji, zgonów lub występowania powikłań i ich regeneracji (w takich przypadkach warto dalej badać te efekty, bo mogą one ostatecznie dać znaczący statystycznie sygnał przy akumulacji danych z innych badań; 3) jeśli grupa placebo złożona była z aktywnych substancji, a czasem są to silnie działające leki, szczególnie jeśli badania kliniczne prowadzone są w warunkach szpitalnych, gdzie nieetycznie byłoby zostawić grupę kontrolną bez leczenia, zatem czasem są to silne leki, czasem na granicy toksyczności lub po prostu leki obciążające organizm np. remdesivir, wówczas informacja, że lek jest równie skuteczny jak kontrola w takich i takich warunkach jest cenna, bo być może badany lek ma lepszy profil bezpieczeństwa niż kontrola złożona z silnego i obciążającego leku. To tylko przykłady, niuansów w farmakologii i badaniu leków jest znacznie więcej. Aby wyprowadzić właściwe wnioskowanie trzeba wziąć te wszystkie czynniki pod uwagę, co niestety w dyskursie covidowym opanowanym przez krzykaczy, ludzi ślepo broniących oficjalnych narracji, jak absurdalna by ona nie była, a także nawet ludzi ze środowisk medycznych powtarzających tylko narracje oczerniające tanie i skuteczne leki, właściwie nie istniało.
Tymczasem w przypadku HCQ nieprawidłowe interpretacje wczesnych badań, głównie dotyczących profilaktyki poekspozycyjnej, wpłynęły na postrzeganie leku w środowisku akademickim i laickim. Wyniki pierwszych raportów badawczych były szeroko (i błędnie) przedstawiane jako ostateczny dowód braku skuteczności HCQ, tylko dlatego, że nie były "istotnie statystycznie", gdy rozpatrywane były indywidualnie. Dlatego mylenie pojęć "braku efektu" i "braku istotności statystycznej" doprowadziłodo przedswczesnego wniosku, że HCQ nie posiada efektu terapeutycznego, podczas gdy powinno się przyjąć, że oszacowanie efektu było zbyt nieprecyzyjne. Do tego zła prasa i oszustwa w badaniach, które zostały zaprojektowane, aby zaszkodzić HCQ poważnie utrudniły rekrutacje do większości badań dotyczącej profilaktycznego działania terapeutycznego leku. Nieuzasadnione kampanie oczerniające HCQ w mediach, mogły również mieć wpływ na przedwczesne zakończenie badań.
Biorąc to wszystko pod uwagę koszty posiadania skutecznego leku lub takiego co wykazuje trend w kierunku skuteczności i nie używanie go, ma o wiele bardziej obciążające skutki zdrowotne, ponieważ jest to celowa rezygnacja z leku, który mógłby pomóc x liczbie ludzi. W warunkach bojowych, czyli aktywnej i złożonej sytuacji zagrożenia epidemiologicznego, jest to tym bardziej ważne.
Źródło: Garcia-Albeniz et al. "Systematic review and meta-analysis of randomized trials of hydroxychloroquine for the prevention of COVID-19": https://link.springer.com/article/10.1007/s10654-022-00891-4
Ogólnie rzecz biorąc, patrząc na dowody skuteczności HCQ w COVID-19, trudno nie zauważyć wyraźnego pozytywnego efektu w badaniach klinicznych. Jeśli dodamy do tego wszystkie dobrze zrobione badania obserwacyjne, to otrzymamy jednoznaczny sygnał efektywności leku jako profilaktyka po i przedekspozycyjna, zarówno jeśli chodzi o redukcję wiremii, symptomów, jak i zmniejszania prawdopodobieństwa powikłań poinfekcyjnych i ciężkości. Maniacy EBM zamknięci jedynie na p-value: p < 0.05, nie rozumieją, że wiele ważnych potencjalnych sygnałów bywa nie zauważana lub niedoceniana i niedostatecznie dalej badana. Wielu lekarzy i naukowców przychyla się do tego, że wartości p < 0.05 powinny być wymagane tylko jeśli lek niesie ze sobą duże ryzyko, koszt i wiele niewiadomych. Aby lepiej zrozumieć problemy wartości p w badaniach i debatę jaka się wokół niej toczy, polecam przeczytać publikację "Scientists rise up against statistical significance"; źródło: https://www.nature.com/articles/d41586-019-00857-9
Meta-dane z badań klinicznych dotyczących HCQ i COVID-19 wykazują wyraźny sygnał w kierunku skuteczności; źródło: https://hcqmeta.com/ |
Poza tym jeśli mamy podejrzenie zagrożenia epidemiologicznego, warto wykorzystać całą zebraną do tej pory wiedzę z zakresu m.in. farmakologii molekularnej i oszacować, które leki mają największą szansę oddziaływać na fizjologie człowieka i biologię wirusa o określonej budowie, typie i miejscu, który zajmuje on w drzewie filogenetycznym. Dlatego we wczesnej fazie pandemii najciekawsze były dla mnie badania obserwacyjne, które prowadzone były przez czołowych lekarzy ICU (intesnywnej terapii), klinicystów oraz czołowych lekarzy zakaźników, którzy w swoich szpitalach leczyli pacjentów takimi lekami jak CQ, HCQ, iwermektyna, azytromycyna, budezonid, fluwoksamina i wraz z innymi klinicystami sporządzali dokładnie i dobrze napisane publikacje naukowe z obserwacji szpitalnych. To również bardzo cenne dane i to z pierwszej linii frontu. Są to bardzo ciekawe dane dla mnie jako empiryka, który lubi pracę w obszarze badań przedklinicznych oraz ceni dobre dane z obserwacji medycznych. Maniacy covidowi jednak próbowali wmówić mi, że te badania są nic nie warte, bo liczą się tylko badania kliniczne randomizowane. Owszem RCT i ich meta-analizy są najwyżej w hierarchii dowodów naukowych, ale dane medyczne z klinicznych badań obserwacyjnych są dla mnie równie ciekawe i bez nich nigdy nie będzie miało się pełnego obrazu sytuacji. Nikt mi nie wmówi, że np. dokładne i precyzyjne badania obserwacyjne wykonane przez zespół doświadczonych lekarzy zakaźników, prowadzonych przez jednego z najbardziej zasłużonych zakaźników na świecie, człowieka który walczył z epidemiami w różnych częściach świata, gdzie w specjalistycznej klinice/szpitalu testują lek lub kombinacje leków według najlepszej dostępnej wiedzy farmakologicznej, kiedy do szpitala napływają pacjenci kwalifikowani jako covidowi, nikt mi nie wmówi, że to wszystko jest nic nie warte. Rozwój nauk przyrodniczych i medycznych wynikał w dużej mierze z obserwacji, empirii i eksperymentów. Dawniej lekarze potrafili sami syntetyzować proste związki, robić np. wyjałowione preparaty iniekcyjne z silnych onkostatycznych surowców roślinnych, które hodowali w swoich ogrodach i mogli (kiedy zaszła taka potrzeba) wstrzyknąć taki preparat w guza nowotworowego i obserwować pacjenta. Przykładem takiego surowca były bulwy korzeniowe rośliny z rodzaju Corydalis sp., bogate w alkaloidy fenantreno-izochinolinowe (korydynę, korydalinę, bulbokapnine, bulbokapsynę, kanadynę, korybulinę, protopinę, korybulbinę, kryptopinę, palmatynę i tetrahydropalmatynę). Potrafili bez problemu za pomocą dedukcji i wnioskowania naukowego stosować off-label dobrze poznane i przebadane leki na daną chorobę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz